Odszkodowanie za niesłuszny areszt

Do tragicznych zdarzeń doszło w grudniu 2010 roku, przed Bożym Narodzeniem. 82-letnia Aleksandra P. została zamordowana w domu na łowickim osiedlu Górki. Uduszono ją kablem od czajnika elektrycznego. Staruszka mieszkała sama.
Śledczy starali się drobiazgowo odtworzyć, co się stało. Przed południem sąsiedzi widzieli Aleksandrę P. na zakupach, a około godz. 14 - gdy szła z torbą. Potem nikt jej już nie widział. Po godz. 15 na jej podwórko przyszedł Paweł G. Nie wchodził do domu, pożyczył od sąsiadki łopatę i odśnieżał podjazd do garażu, w którym trzymał swojego volkswagena. Podczas odśnieżania widziało go kilka osób. Potem odniósł sąsiadce łopatę. Po 10 minutach wrócił, wołając: - Pani Ola nie żyje!
Sąsiadka i jej mąż zeznali, że Paweł G. był bardzo spokojny. Mówił, że chyba sąsiadka została zamordowana, bo jest cała sina, na szyi ma zaciśnięty kabel, a w okolicy nosa i ust - krew. Wezwano pogotowie i policję. Lekarz stwierdził, że ciało jest ciepłe, więc kobieta zginęła maksymalnie dwie godziny wcześniej. W mieszkaniu leżały porozrzucane papiery i ubrania, a staruszka nie miała na sobie złotej obrączki i kolczyków. Policjanci zabezpieczyli wiele śladów: biologicznych, daktyloskopijnych, zapachowych. Okazało się, że próbka pobrana ze sznura, którym uduszono kobietę i z jej prawego nadgarstka jest zgodna z zapachem Pawła G. Biegły stwierdził, że zapach nie mógłby się utrzymywać długo. Musiał być naniesiony na przewód i ciało tuż przed pobraniem próbki.
Paweł G. został przebadany wariografem. Badanie wykazało, że może mieć związek z zabójstwem i nie można go wykluczyć z kręgu podejrzanych. Zdaniem śledczych, ofiara musiała znać mordercę, bo wpuściła go do domu. Jedyną osobą, która znajdowała się w pobliżu w czasie, gdy doszło do zabójstwa, był Paweł G. Prokuratura uznała, że tylko on mógł zamordować starszą panią. Podczas śledztwa łowiczanin nie przyznał się do winy. Mówił, że Aleksandra P. była dla niego jak babcia. Opowiedział, że widział się z nią dzień wcześniej. Oglądali telewizję, coś zjedli, rozmawiali. Zrobił coś do picia i wtedy dotykał czajnika.
Paweł G. pomagał starszej pani w robieniu zakupów i domowych porządkach. W zamian garażował u niej samochód. Sąsiedzi zgodnie twierdzą, że był to bardzo uczynny i spokojny człowiek. Pani Ola, jak mówili o sąsiadce, bardzo się z nim zżyła.
Według relacji Pawła G., 22 grudnia poszedł od razu odśnieżać podjazd do garażu, bo chciał "przepalić" auto. Gdy był w garażu, usłyszał huk, dlatego wszedł do domu staruszki. Gdy zobaczył jej ciało, nie podszedł, nie wchodził w ogóle do kuchni i niczego nie dotykał. Twierdził, że był w szoku, płakał i wybiegł z mieszkania.
Paweł G. spędził 18 miesięcy w areszcie. Sąd Okręgowy w Łodzi w połowie 2012 roku uniewinnił go. Łowiczanin nie krył wzruszenia. Popłakał się. Rok później złożył w sądzie wniosek o finansową rekompensatę za krzywdy, związane z niesłusznym aresztowaniem . Domaga się 400 tysięcy złotych zadośćuczynienia i 23,4 tysiąca złotych odszkodowania .
W przypadku zadośćuczynienia, sąd przyznaje je wedle własnego uznania za krzywdę, którą w swoi odczuciu poniósł wnioskujący o nie człowiek. Odszkodowanie wiąże się zaś z udowodnieniem przed sądem konkretnych strat, które poniosła dana osoba.
- Sąd zbierze się w tej sprawie 9 kwietnia - informuje sędzia Ewa Chałubińska, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi.
Paweł G. nie chce rozmawiać na temat swojego wystąpienia o odszkodowanie i zadośćuczynienie. Twierdzi, że zabronił mu tego adwokat.