Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łowickie bernardynki ponad 100 lat temu odzyskały swój klasztor [Zdjęcia]

Rafał Klepczarek
Siostry bernardynki ponad 100 lat temu po blisko ćwierćwiecznej przerwie powróciły do Łowicza.

Poniżej publikujemy tekst o codziennym życiu łowickich bernardynek oraz archiwalne i współczesne zdjęcia kościoła i klasztoru.

Życie za klasztornym murem

W środku miasta, tuż obok miejskiego zgiełku za klasztornym murem zaczyna się inny świat.

W łowickim klasztorze bernardynek blisko trzydzieści sióstr dzieli swój czas pomiędzy modlitwę i pracę. Wielu starszych mieszkańców Łowicza nie może sobie wyobrazić swego miasta bez bernardynek. Dla młodszych to często kolejny kościół i nie każdy z nich zdaje sobie sprawę, że w Alejach Sienkiewicza już od blisko 370 lat istnieje i działa klasztor.

Siostry, ubrane w brązowe habity, często pojawiają się na ulicach pelikaniego grodu. Jedni odnoszą się do nich z ogromną życzliwością inni, zresztą bardzo rzadko, nawet z otwartą wrogością. Są też tacy, którzy w ogóle ich nie zauważają. Natomiast naprawdę niewielu wie o prawdziwym życiu tego żebraczego zakonu.

- Nasz szary dzień zaczyna się już o godzinie 5.10, kiedy witamy latem świt, a zimą poranną czerń - mówi siostra Daniela. - Od 5.35 do 8 modlimy się, a o 6.30 bierzemy udział w mszy świętej. Potem śniadanie, a po nim zaczynają się rozważania nad dokumentami prawnymi i pismami ascetycznymi. O godzinie 9.15 rozpoczynamy pracę.

Jedne z nich haftują, inne wypiekają opłatki. Część bernardynek pracuje w introligatorni, a siostry furtianki zajmują się pomocom dla biednych łowiczan. Siostry pracują także w ogrodzie, kuchni oraz kurii. To właśnie z ogrodu oraz darów mieszkańców ościennych wsi bierze się pożywienie, które jedzą mieszkanki zakonu oraz proszący o pomoc ludzie. W samo południe znów bernardynki modlą się. Potem spożywają obiad i od 13.30 znów ruszają do swej codziennej pracy.

O 16 ponownie indywidualnie rozmawiają z Bogiem, a dwie godziny później odbywa się kolejna msza święta. Potem kolacja, po niej wspólna rekreacja i dopiero po 20.30 siostry dysponują wolnym czasem. W większości przeznaczają go na pisanie korespondencji do najbliższych oraz wykonanie tych wszystkich prac, na które nie starczyło dnia. I tak biegnie dzień za dniem. Członkinie zakonu pracują, modlą się i umierają często z dala od swoich bliskich.

W łowickim zakonie mamy kobiety pochodzące z całej Polski. Kiedy zejdą z tego świata chowane są w zbiorowych mogiłach na cmentarzu faraskim. Siostry mogą się kontaktować z rodziną, ale głównie za pomocą listów i telefonów. Do rodzinnego domu przyjeżdżają tylko wtedy, gdy zachoruje najbliższa osoba. Wszystko to może wydawać się bardzo ponure, ale łowickie siostry są bardzo pogodne i pełne szczęścia.

- Niektórym wydaje się, że my uciekamy do zakonu od czegoś lub kogoś - mówi siostra Daniela. - A tak naprawdę, to chcemy służyć Bogu i ludziom, aby w ten sposób byli oni szczęśliwsi. My same także w klasztorze odnajdujemy swoje powołanie, a codzienna modlitwa dodaje nam sił do pracy oraz wzmacnia nasz wewnętrzny spokój.

Rafał Klepczarek

Źródła zdjęć: fotopolska.eu, archiwum, klasztor sióstr bernardynek.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lowicz.naszemiasto.pl Nasze Miasto