Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

A życie się toczy... - fragment książki Wiesławy Maciejak

Redakcja
Waleria, matka Marianny, musiała opuścić z poważnych powodów dwór w Wólce Podleśnej gdzie żyła i pracowała. Zapłakana Waleria siedziała na zydlu W głowie kołatała się jedna myśl! Musi uciekać. Od dziedzica, od grzechu! Natychmiast! Tylko dokąd? Jeszcze nie wie, ale dłużej nie może tu zostać.

Zerwała się z łóżka na długo przed świtem. Szybko ubrała się i wyszła z izby. Szła ostrożnie, żeby nikt jej nie zobaczył. Na szczęście stróżujący tej nocy stary Walenty, poszedł w inną stronę, nie było nawet słychać poskrzypywania śniegu pod jego nogami. Przemknęła się między zabudowaniami bez przeszkód, dotarła do drogi i raźno ruszyła przed siebie.
Było mroźno. Księżyc, lśniący jak cynowa micha, oświetlał zasypane śniegiem pola i strzechy. Srebrzysta poświata otulała wszystko bajkowym blaskiem drzewa odziane w białe sukienki i wiotkie gałązki krzewów, powyginane malowniczo pod ciężarem białego puchu.
Waleria nie widziała zapierającego dech w piersiach piękna. Śnieg na drodze był dobrze ubity, szła dosyć szybko. Jedną ręką przytrzymywała niesiony na plecach tobołek, w drugiej niosła kij, by w razie potrzeby oganiać się od psów.
Wkrótce zaczęło świtać. Zimne powietrze szczypało policzki, a ubranie nie chroniło przed mrozem. Waleria, dla dodania sobie otuchy, nuciła:
„Zacznijcie nasze wargi chwalić Pannę Świętą....”
A potem:
„Kiedy ranne wstają zorze
Tobie ziemia tobie morze,
Tobie śpiewa żywioł wszelki....”
Żeby skrócić drogę, zeszła z bitego traktu na miedzę. Tu śnieg był głębszy. Brnęła z trudem. Miejscami zapadała się w zaspy powyżej kolan. Znów wyszła na drogę. Minęła jedną wieś, potem drugą. Zrobiło się całkiem widno.
Anemiczne słońce z trudem pokonało poranne mgły. Zrobiło się trochę cieplej. Waleria wyjęła zza pazuchy pajdę chleba. Kładła do ust małe kęsy, odrywając je zmarzniętymi palcami. Nie zatrzymywała się, bo wiedziała że jak przysiądzie, to nie da rady się podnieść i zamarznie w tej białej pustce.
Nieraz odwiedzała siostrę. Latem na drogę wystarczały jej dwie godziny.
A dzisiaj? Idzie już z pięć i końca nie widać.
Koło południa całkiem opadła z sił. Sztywne od mrozu nogi nie chciały jej słuchać. Przeżegnała się zgrabiałą ręką i zaczęła odmawiać pacierz. Bezgłośnie poruszała wargami. Szła jak lunatyczka. Straciła poczucie czasu.
Nagle usłyszała głośne ujadanie. Wprost na nią pędziła sfora psów. Było ich z dziesięć. Przeżegnała się. Przyszła na nią chyba ostatnia godzina.
Więcej w piątek, 8 marca w ITS

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lowicz.naszemiasto.pl Nasze Miasto