(udaj się w podróż po Warcie z Robertem Tomalskim, kliknij slajdy, przeczytaj co przydarzyło się po drodze)
Spływ to dalsza część akcji, w której pan Robert zbiera pieniądze na leczenie 15-letniego Kuby, chłopca, który cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. W weekend Robert Tomalski przepływał przez województwo łódzkie.
Jeziorsko bez wody
W czwartek był w okolicach Uniejowa, później przez zbiornik Jeziorsko przedostał się w okolicy Sieradza i popłynął dalej na północ. Moment pokonania zbiornika retencyjnego okazało się jednym z najtrudniejszych na trasie.
- Najpierw przeszkadzał silny wiatr i wysokie fale – mówi Robert Tomaski. – Gdy dopływałem do ujścia rzeki, okazało się, że po północnej stronie zbiornika praktycznie nie ma wody. Przez około trzy kilometry musiałem ciągnąć kajak po mule.
Później droga też nie należała do łatwych. Spadająca w nocy do 8 stopni poniżej zera temperatura sprawiała, że zamarzał ster, kajak tracił więc na pewien czas sterowność.
Zbiórka na rehabilitację dla 15-latka
Akcja, którą prowadzi pochodzący spod Radomia kajakarz, to „przedłużenie” wyprawy na Dunaj, która zakończyła się na początku marca.
Pan Robert ruszył w nią, by wspomóc akcję zbierania funduszy na leczenie 15-letniego Kuby.
- Chłopiec mieszka w mojej parafii i cierpi z powodu dziecięcego porażenia mózgowego – mówi Robert Tomaski. – Gdy okazało się, że jest podopiecznym fundacji Dietering, z którą od pewnego czasu współpracuję, powstał pomysł zorganizowania zbiórki, która pomogłaby w jego rehabilitacji. Postanowiłem nagłośnić zbiórkę, płynąc Dunajem pod prąd.
Nieprzymusowa izolacja
Licząca 2845 km wyprawa trwała 64 dni i zakończyła się w Niemczech na przełomie lutego i marca.
- Kryzys związany z koronawirusem nie przybrał wtedy jeszcze takiej skali – mówi kajakarz. – Nie było konieczności przechodzenia kwarantanny, po powrocie do kraju. Mimo tego moja żona, która śledziła doniesienia medialne, zarządziła, że mam znajdować się w izolacji. Skoro nie mogłem przebywać z rodziną, postanowiłem ruszyć w dalszą drogę i pokonać pod prąd również Wartę.
Jak zapewnia kajakarz, po drodze z ludźmi spotkał się tylko kilka razy. Kilka razy z własnej woli.
- Po powrocie z Dunaju miałem jeszcze sporo prowiantu, więc kontakty mogę ograniczyć do niezbędnego minimum – mówi Robert Tomalski. – Skorzystałem z pomocy znajomych, którzy nad brzeg rzeki dowieźli mi zakupy.
Jedno ze spotkań miało miejsce właśnie w okolicach Uniejowa. Przez kilkanaście kilometrów w trasie towarzyszył mu Dawid Zieliński, również zapalony kajakarz.
Kontrola straży miejskiej
Przypadkowych i nieplanowanych spotkań na liczącej ponad 800 km trasie było trochę więcej. Dwa razy kajakarz natknął się na bezdomnych (jeden „podwędził” mu śniadanie) i raz na straż miejską, która badała brzeg rzeki w poszukiwaniu ewentualnych spotkań…młodzieży. Na profilu FB można też przeczytać o spotkaniach z innymi podróżującymi kajakarzami.
Następna będzie Pilica
Jak opowiada Pan Robert, spływ do Warcie powinien zakończyć się za kilka dni.
- Wtedy ruszę na Pilicę – mówi. – Rzeki dzieli kilka kilometrów. By nie spotykać się bez potrzeby z ludźmi, przepchnę kajak na składanym wózku, który mam ze sobą.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?