Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Witold Obarek - trener ze świata, którego już nie ma

Dariusz Piekarczyk
Witold Obarek
Witold Obarek Fot. PolsakPress
W najbliższy czwartek pożegnamy trenera Witolda Obarka. Spocznie na cmentarzu w Bratoszewicach. Początek żałobnej mszy świętej o godzinie 14.

Znałem Witolda Obarka, czy jak często piłkarze i kibice mówili „Obara” grubo ponad 20 lat. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w Wieluniu, kiedy to prowadził trzecioligowy WKS. Zbudował wówczas drużynę, o jakiej w Wieluniu mogą dziś tylko pomarzyć. Był wtedy tak zakręcony na punkcie „kopanej”, że nawet nocował na stadionie. Potem po wielokroć spotykaliśmy się na boiskach, stadionach. Barwny okres w jego trenerskim życiu miał miejsce w Aleksandrowie, kiedy to prowadził Sokoła. Ławki rezerwowych znajdowały się, jeszcze na starym stadionie, blisko trybuny. „Obar” ulubieńcem kibiców nie był, jak miejscowym szło, to miał spokój, ale kiedy Sokół przegrywał to nasłuchał się wyzwisk. Pewnego dnia nie zdzierżył i zażyczył sobie postawienia kanapy po drugiej stronie boiska, gdzie kibiców nie było. I działacze Sokoła prośbę spełnili. Śmiesznie to trochę wyglądało, ale „Obar” dopiął swego. Pamiętam jeszcze wiele meczów z jego udziałem kiedy odchodził od ławki rezerwowych, odwracał się tyłem do boiska, jakoś tak dziwnie schylał, a nad jego głową pojawiał się dymek. Witek nie mógł wytrzymać 90 minut bez papierosa. Palił więc ukradkiem, tak aby sędziowie nie widzieli, ci udawali, że nie widzą.Odżył, ba dostał skrzydeł, kiedy zaproponowano mu prowadzenie Widzewa Łódź. To był dla niego dar losu - on trenerem w znanym klubie. Nic to, że wówczas zaledwie czwartoligowym - Widzew to Widzew. Z miejsca stał się ulubieńcem kibiców, bo był naturalny, nie wywyższał się, mówił co myśli i gonił na treningach piłkarzy aż miło. U niego nie było miejsca dla obiboków. Wprawdzie jego przygoda z klubem z Piłsudskiego 138 długo nie trwała, ale zapisał się w historii Widzewa, bo był pierwszym trenerem drużyny po reaktywacji. Po odejściu żył zespołem, jego wynikami. Ostatnim jego klubem w życiu były Termy Ner Poddębice. Wiosną i latem nie prowadził jednak żadnej drużyny, bo toczył swój mecz. Odezwały sie problemy zdrowotne, w maju przeszedł zawał serca, ale jak twierdził po wyjściu ze szpitala, wszystko się prostowało. Niestety, mylił się i to bardzo. Nie wszyscy zapewne wiedzą, że jego wielka pasją były rybki akwariowe o których potrafił z barwnie opowiadać. Obara znali na wszystkich giełdach zoologicznych w Łodzi. Jakiś czas temu, zupełnie nie wiadomo czemu, rzucił to wszystko, rybki porozdawał znajomym i stwierdził, że kończy z tym, jak to określał „bałaganem”. Długo nie wytrzymał, bo niedawno zaczął od nowa. Tym razem jednak nie dokończył.
W ostatnich latach „Obar” wiele zawdzięczał Stanisławowi Sygule, który przeprowadził go przez zawiłości życiowe.
To był trener ze świata jakiego już dziś nie ma. Zresztą nie za bardzo też i do tego świata pasował, bo to i z laptopem raczej na bakier, a i wypasionej komórki też nie miał. Wraz z nim odeszła jednak część prawdziwego, naturalnego futbolu, którego w wyższych ligach próżno szukać. Cóż, takie to czasy. Spoczywaj trenerze w pokoju i do zobaczenia.
ą

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Witold Obarek - trener ze świata, którego już nie ma - łódzkie Nasze Miasto

Wróć na lowicz.naszemiasto.pl Nasze Miasto