Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To jest ten mecz,kiedy Widzew powinien pokazać charakter

Dariusz Piekarczyk
Widzew gra z Legią
Widzew gra z Legią Fot. Polska Press
Widzewski charakter, czy jeszcze jest w obecnej drużynie? W środę będzie ten dzień, ten wieczór, kiedy się o tym przekonamy.

30 października 2019 roku widzewiacy staną do boju z Legią Warszawa (godz. 20.30). To nie tylko mecz 1/16 Pucharu Polski, to coś więcej. Przez wiele lat pojedynkami tych drużyn ekscytowali się kibice w całym kraju. Bywało, że mecze decydowały o mistrzostwie Polski. Tak jak ten rozegrany 18 czerwca 1997 roku. Miałem to szczęście, że widziałem mecz na żywo. Do dziś, kiedy wspominam ostatnie minuty tego meczu ciarki przechodzą mi po plecach. Widziałem wszystko z bliska, jakimś cudem stałem bowiem obok ławki rezerwowych Widzewa. To było ostatnie wyjazdowe spotkanie łodzian w sezonie. Na sześć minut przed końcem legioniści prowadzili 2:0 i praktycznie mogli świętować mistrzostwo Polski, które rok wcześniej przegrali właśnie z Widzewem. Na trybunach pełne szaleństwo, grała orkiestra, fani Legii odliczali minuty do ostatniego gwizdka sędziego Andrzeja Czyżniewskiego. I wtedy nastąpił zryw łodzian, który do dziś trudno wytłumaczyć. Najpierw Grzegorza Szamotulskiego, o który fani legii śpiewali piosenki, że „nie ma lepszego nad Grześka Szamotulskiego” pokonał Sławomir Majak. Jakieś trzy minuty później Dariusz Gęsior skierował głową piłkę do siatki Legii. Cichy sektor fanów Widzewa (na zakręcie trybun) oszalał z radości. Do dziś przetrwała zresztą flaga z tego meczu z napisem „Juve Warta”. To nie wszystko, bo jeszcze Andrzej Michalczuk znokautował legionistów 3:2. Po ostatnim gwizdku sędziego trener Franciszek Smuda biegał po boisku w podskokach niczym młody byczek. Nie zapomnę też widoku z tunelu pod trybuną. Na posadzce leżały flagi mniejsze, większe, wszystkie Legii... . To zdegustowani fani „Wojskowych” cisnęli je precz. A po meczu był powrót do Łodzi, którego nie zapomnę do końca życia. To było coś niesamowitego. Gdzieś od Łowicza dało się już odczuć atmosferę widzewskiego święta. Wjazd do Domaniewic i biało-czerwono-białe flagi na budynkach balkonach, płotach. Na stadionie zaś tłumy kibicow oczekujące na przyjazd piłkarzy. Włączono jupitery, a niejaki Ryba wszedł z radości na jeden z masztów i za nic w świecie nie chciał zejść. W końcu komuś tam udało mu się go przekonać i zlazł. Zdążył w sam raz na przyjazd drużyny i fetowanie mistrzostwa Polski. Śpiewom „legła, legła Warszawa nie było końca”... . To był taki dzień, że każdy chciał być widzewiakiem. - To był mecz, który przeszedł do historii nie tylko polskiej piłki - uważa Sławomir Majak, jeden z aktorów tego spotkania. - Dokonaliśmy wtedy wielkiej rzeczy w nieprawdopodobnych okolicznościach, coś takiego zdarza się niezwykle rzadko. Miałem to szczęście, że brałem udział w tym spotkaniu. Mimo, że minęły już 22 lata to często wracam do tamtych dni. To jest we mnie.
I jeszcze mecz z 15 kwietnia 2000 roku na stadionie Widzewa. Tym razem siedziałem już na miejscach prasowych.Wygodniej, ale atmosfera nie ta. Łodzianie remisowali z „Wojskowymi” 2:2 prawie do końca meczu. Był już doliczony czas gry i wtedy nastąpiła szarża Widzewa, a Dariusz Gęsior wykorzystał błąd warszawskiej defensywy i z bliska wpakował piłkę do bramki Zbigniewa Robakiewicza. Do końca meczu było, podobno, 12 sekund. Radości jaka zapanowała po golu wśród fanów Widzewa nie da się opisać. Stadion odleciał w powietrze.
Tamta drużyna, to był wtedy Widzew z charakterem, Widzew o jakim dziś marzą fani tej drużyny. Celowo przypomniałem tamte mecze, raz ku pokrzepieniu serc, a dwa aby pokazać kibicom i piłkarzom Widzewa, że można, po prostu można, a każda seria, nawet ta bez zwycięstwa łodzian z Legią w XXI wieku musi się kiedyś skończyć!Czemu nie 30 października?
Wróćmy do rzeczywistości. Nawet nie ma co porównywać siły obu drużyn. Legia występuje w PKOEkstraklasie, zajmuje czwarte miejsce w tabeli tracąc do prowadzącej Wisły Płock dwa punkty. Zespół trenera Aleksandara Vukovića gra o mistrzostwo Polski. Drugie miejsce nikogo w stolicy nie zadowala. Widzew jest wiceliderem II ligi. Cel drużyny to zaplecze piłkarskiej elity, czyli I liga.
„Wojskowi” przyjadą do Łodzi po efektownej wygranej z Wisłą Kraków 7:0 (3:0). Gwiazdą tego meczu był Jose Kante. Urodzony w Gwinei piłkarz strzelił w tym meczu trzy gole, a mógł cztery. Nie wykorzystał jednak rzutu karnego. Piłkarz zapewne wyjdzie na boisko. Szkoleniowiec tej drużyny zapowiada zresztą, że mecz rozpocznie pierwszy „garnitur”.
Za to niewykluczone, że w Widzewie będzie grał Łukasz Turzyniecki, który przygodę z piłką nożna rozpoczynał w Legii. Piłkarz nie ma wątpliwości, że kibiców czekają wielkie emocje. - Pojawi się gęsia skórka i adrenalina, bo to będzie wielkie widowisko - mówi. - Postaramy się, żeby tak było na boisku, a kibice na pewno dadzą z siebie wszystko na trybunach.Oczy fanów gospodarzy zwrócone będą głównie na Marcina Robaka, gwiazdę Widzewa. Łodzian strzelał już gole drużynie ze stolicy, po raz ostatni 22 października 2016, kiedy to grał w Lechu Poznań. Był to mecz 13. kolejki ekstraklasy, a Marcin Robak wykorzystał rzut karny tuż przed końcem spotkania i „Kolejorz” triumfował na Łazienkowskiej 1:0.Grając w Widzewie Marcin Robak nie pokonał dotychczas bramkarza Legii. W środę będzie okazja na pierwsze trafienie.
- Realnie patrząc Legia jest faworytem tego meczu - nie owija w bawełnę Sławomir Majak. - Ale puchary to puchary lubią niespodzianki. Przekonał się o tym Śląsk Wrocław, który przyjechał do Łodzi jako niepokonana drużyna. Z Legią będzie o wiele ciężej, bo to drużyna na fali wznoszącej,ale takie mecze wyzwalają wśród piłkarze dodatkową motywację. Grają przecież drużyny, których kibice na darzą się sympatią.
Komplet na trybunach murowany. Będzie też nieco ponad 900 fanów Legii. Ci kibice, którzy nie znajdą się na widowni będą mogli zobaczyć mecz w Polsacie Sport. Mecz będzie komentował duet Mateusz Borek - Artur Wichniarek, były piłkarz łódzkiej drużyny (1997- 1999) nazywany przez jej fanów „królem Arturem”. Przypomnijmy, że spotkanie poprowadzi nasz eksportowy arbiter Szymon Marciniak z Płocka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: To jest ten mecz,kiedy Widzew powinien pokazać charakter - łódzkie Nasze Miasto

Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto