Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Omikron już szaleje w regionie łódzkim! Łódzkie czeka na szczyt piątej fali koronawirusa. Czy wielka fala będzie już ostatnią?

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Wideo
od 16 lat
Właśnie zapowiedziano piątą falę pandemii. Omikron uderzy w Polskę gwałtownie i zakazi niewyobrażalną liczbę osób. Czeka nas obciążenie służby zdrowia i gigantyczna skala nieobecności w pracy. Ale możemy spodziewać się pozytywnego zwrotu akcji. Koronawirus bardzo się zmienił i piąty odcinek epidemii może być w tym serialu ostatnim.

Tak błyskawicznie fala pandemii koronawirusa nie rozwijała się nigdy. Jeszcze w ubiegłym tygodniu epidemia sennie pełzała, a na oddziałach covidowych zliczano kolejne wolne łóżka. Jednak we wtorek liczba zakażeń nagle poszybowała. Zamiast około 16 tys, w całym kraju pojawiło się 19,6 tys. przypadków. W środę zakażeń było już 30,6 tys.

-To liczba, której nie spotkaliśmy w całej jesiennej fali – mówił na specjalnej konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski.

To niewiele mniej niż rekordowe 35,3 tys. zakażeń z wiosny ubiegłego roku. Ale według prognoz ministra w przyszłym tygodniu dziennie przypadków może być już ponad 50 tys. A są też prognozy, które mówią o 100 tys. zakażeń dziennie.

Także w Łódzkiem liczba nowych przypadków skoczyła. Jeszcze w ubiegłym tygodniu było 700-800 zakażeń dziennie, ale we wtorek ta liczba podskoczyła do 1191, w środę do 1360. Przed łódzkimi punktami drive-thru znów pojawiły się kolejki.

Omikron udaje przeziębienie

Wszystkiemu winny jest wariant omikron – wyjątkowo zmutowana odmiana koronawirusa SARS-CoV-2 zidentyfikowana pod koniec listopada w Republice Południowej Afryki. Wiadomo, że długo ewoluował z dala od innych wariantów, dlatego atakuje ozdrowieńców i zaszczepionych, świetnie się rozprzestrzenia i jest doskonale dostosowany do zarażania młodszych osób. Częściej też przypomina zwykłe przeziębienie. Według rejestrującej symptomy użytkowników aplikacji ZOE przygotowanej przez King's College London najpopularniejsze objawy omikrona to katar, ból głowy, zmęczenie, kichanie i ból gardła. Gorączkę, kaszel czy utratę węchu i smaku raportuje połowa zakażonych.

Jest jednak wyjątkowo zaraźliwy. Pod koniec grudnia opinię publiczną zelektryzowała historia z Nowej Zelandii, gdzie omikron przeniósł się przez korytarz między osobami zamkniętymi w różnych pokojach ośrodka kwarantannowego. Wystarczyło, że pacjenci w tym samym momencie na kilka sekund otwierali drzwi, by pobrać posiłki.

Nie wiadomo, kiedy odmiana ta dotarła do Polski, ale oficjalnie potwierdzona została 16 grudnia u 30-latki, która przyjechała z Lesotho, by wziąć udział w Cyfrowym Szczycie ONZ w Katowicach. Kobieta była przekonana, że nikogo nie zaraziła, jadła posiłki w pokoju hotelowym i zamawiała jedzenie telefonicznie. Poza pokojem miała cały czas nosić maseczkę. Chora trafiła do izolatorium, gdzie wkrótce wyzdrowiała. Ale następnego dnia był już drugi przypadek polskiego omikrona - u trzyletniej dziewczynki z Warszawy. Wirus, który ją zakaził zdaniem naukowców przywędrował z Wielkiej Brytanii. To typowy szlak migracji nowych wariantów do Polski.

Potem liczby zaczęły rosnąć lawinowo. Pod koniec grudnia przypadków było około setki. W pierwszym tygodniu stycznia wykrywano go w 2 proc. sekwencjonowanych próbek, w drugim w 8 proc. W tym czasie zmarły dwie pierwsze jego ofiary: schorowani i nieszczepieni mężczyźni z Małopolski w wieku 92 i 85 lat.

W środę rano było 966 przypadków, wykrywano go w 20 proc. próbek. Wieczorem przypadków było 1315, a odsetek wyników dodatnich przekroczył 24.

-Omikron stał się faktem – ogłosił na konferencji prasowej minister Adam Niedzielski.

Omikron jest także w regionie łódzkim

Województwo łódzkie nie zostaje w tyle. Co prawda omikron dotarł do Łódzkiego później niż do innych regionów kraju, ale szybko nadrabia zaległości. Po raz pierwszy omikrona w województwie łódzkim wykryto tuż przed świętem Trzech Króli, zaledwie w sześć tygodni po zgłoszeniu wariantu przez RPA. Pierwsi zakażeni z regionu łódzkiego zostali wykryci w badaniach przesiewowych. Codziennie bowiem niewielki odsetek próbek oddawany jest do sekwencjonowania przez laboratorium Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi.

Początkowo wykryto siedem przypadków omikrona w Łódzkiem, żaden nie był ze sobą powiązany. Zachorowali młodzi dorośli i dzieci z Łodzi i jedno dziecko z Pabianic, wszyscy przeszli zachorowanie łagodnie.

Wkrótce przypadków było więcej. W ubiegły czwartek inspekcja sanitarna doliczyła się już 14 zakażeń omikronem, z tego trzech u osób, które w ostatnim czasie wróciły z Kenii i Dominikany. Inspekcja sanitarna prowadziła dochodzenie epidemiologiczne, ale omikrona w Łódzkiem nie dało się już zatrzymać. W poniedziałek w Łódzkiem potwierdzono już 80 przypadków omikrona, w środę ta liczba podskoczyła do 108. To wierzchołek góry lodowej. Laboratorium sanepidu może przebadać 480 próbek tygodniowo, prawdopodobnie więcej zakażeń jest dziennie.

- Sytuacja robi się trudna- mówił na środowej konferencji prasowej Adam Niedzielski. Jak podkreślił w całym kraju obecnie jest nieco ponad 30 tys. łóżek covidowych, zwiększenie ich liczby do 40 tys. jest stosunkowo łatwe, ale już 60 tys. pacjentów z COVID-19 oznaczać będzie brak wydolności służby zdrowia i powrót kolejek karetek znanych z pierwszych fal pandemii.

Jednak ministerstwo zdrowia rozmawiało z wojewodami oraz MSWiA o tym, że trzeba przygotować się także na taki wariant. Dlatego zwalniane łóżka covidowe w szpitalach w całej Polsce mają czekać na nowych pacjentów. Nie można ich przekształcać w łóżka zwykłe. Tak samo jest w województwie łódzkim.

W szpitalach regionu łódzkiego na razie spokojnie

Na razie sytuacja w szpitalach regionu jest bardzo dobra. Liczba pacjentów od miesiąca spada, w środę zajętych było jedynie 1076 łóżek. To niemal o połowę mniej niż w przedświątecznym szczycie. Ale z powodu przygotowań na atak omikrona niepotrzebne dziś łóżka nadal stoją puste. Ze zwolnionych miejsc powstał ostatnio jedynie oddział internistyczny w Skierniewicach. Pozostałe miejsca stanowić mają bufor, który wkrótce będzie wykorzystany.

Z szacunków urzędu wojewódzkiego wynika, że jeśli spełni się czarny scenariusz z koniecznością utworzenia 60 tys. łóżek covidowych w kraju, to w województwie łódzkim co czwarte z istniejących 1,3 tys. łóżek musiałoby przejść na potrzeby chorych z COVID-19.

- Jesteśmy przygotowani operacyjnie na ten wariant, ale mamy nadzieję, że on nie nastąpi – mówił w ubiegłym tygodniu wojewoda łódzki Tobiasz Bocheński.

Czego więc można się spodziewać? Na pewno, tak jak w innych krajach, ogromnych liczb zakażeń. W USA liczba zakażeń codziennie przekroczyła milion. Służba zdrowia i inne kluczowe branże z powodu chorób personelu zderzyły się z brakiem rąk do pracy, skrócono więc obowiązkowy czas izolacji z 10 dni do jedynie 5. Zauważono też, że w szpitalach jest dużo więcej dzieci niż w innych falach pandemii.

W Wielkiej Brytanii licznik pozytywnych testów zatrzymał się na prawie 170 tys. dziennie, ale na podstawie absencji w pracy prawdziwą liczbę zakażeń oszacowano na cztery razy większą. Z powodu absencji chorobowych medyków wojsko skierowało do pracy w londyńskich szpitalach 200 wojskowych medyków. Jednak mimo dużego obciążenia i absencji służba zdrowia jakoś sobie poradziła. Bo wbrew ogromnym obawom fala pacjentów nie nadeszła. Tu też w szpitalach pojawiło się więcej dzieci, ale wszystkich hospitalizacji było na Wyspach Brytyjskich o połowę mniej niż w czasie najgorszej fali w czasie poprzedniej zimy.

Ale od tamtej zimy w Wielkiej Brytanii 76 proc. populacji przyjęło co najmniej jedną dawkę szczepionki, w Polsce – zaledwie 58 proc. Czy więc omikron także z naszą służbą zdrowia obejdzie się łagodnie?

Minister Adam Niedzielski przyznał w środę, że nie jest to pewne, choć dane dotyczące hospitalizacji z Wielkiej Brytanii, Izraela czy Australii są optymistyczne. - Jednak cały czas musimy brać poprawkę, że to są kraje o większym poziomie wyszczepienia i być może nie jest to kwestia mniejszej zjadliwości wirusa, ale tego, że populacja jest tam bardziej wyszczepiona – mówił.

Fala omikrona będzie falą ostatnią?

Ale atak omikrona to też nadzieja. Są głosy naukowców, którzy uważają jego obecność za początek naturalnego końca pandemii. Omikron pokazuje bowiem, że koronawirus mutuje w kierunku jakiego od początku się spodziewali: z jednej strony staje się mniej śmiertelny, z drugiej bardziej zaraźliwy. Z pierwszych, bardzo wstępnych, szacunków wynika, że omikron może być od czterech do dziesięciu razy mniej zabójczy niż delta i dwa razy rzadziej kładzie pacjentów do szpitala. Coraz bardziej przypomina więc sezonową infekcję, z którą wszyscy wkrótce się zetkną. To daje w końcu szansę na powrót do normalności, choć są już prognozy kolejnych fal związanych z omikronem i nowymi wariantami.

Wielka Brytania, która przez szczyt fali omikrona już przeszła, ogłosiła właśnie koniec wszelkich restrykcji związanych z COVID-19. Od przyszłego tygodnia znika obowiązek maseczek, certyfikatów covidowych i zalecenie pracy zdalnej. Pod koniec marca chorzy na COVID-19 będą mogli normalnie wychodzić z domu i nie będą za to karani. Premier Boris Johnson postanowił „zaufać osądowi Brytyjczyków” i traktować koronawirusa jak każdą normalną chorobę.
W Polsce też tak może być. Jednak najpierw musimy przeżyć zderzenie z omikronem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto