Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cenny dokument przez kilkadziesiąt lat ukryty był za obrazem

Zuzanna Gawałkiewicz
Mirosław Figaszewski, historyk z Bełchowa, wsi leżącej w gminie Nieborów w powiece łowickim odnalazł niezwykły dokument podpisany przez ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebbelsa.

Mirosław Figaszewski, emerytowany nauczyciel historii, jest rodowitym mieszkańcem Bełchowa od 7 pokoleń, jak podkreśla z dumą mężczyzna powołując się na kościelne akta.

– Od 1730 roku – mówi historyk. – Jeden moich z prapradziadów od strony ojca był Francuzem. Przyszedł z armią napoleońską do pałacu, do Nieborowa. I zmienił nazwisko. Wcześniej nazywał się Szymon Figat. Przybył najprawdopodobniej z Gedeonem Radziwiłłem, który szedł na Moskwę z 5 pułkiem piechoty liniowej. Szymon, podobnie jak jego dwaj bracia, których niestety nie znam z imienia, był stelmachem. Jako fachowiec został w Nieborowie, gdzie robił koła do wozów.

Już sama autoprezentacja świadczy, że mało kto może się równać z Mirosławem Figaszewskim pod względem znajomości lokalnej historii i tradycji. Jednak najwidoczniej jest to sympatia odwzajemniona, gdyż jak jak sam przyznaje „ma nosa” do niezwykłych odkryć. Do niektórych prowadzą miesiące poszukiwań, inne bywają dziełem przypadku.
Tak właśnie było z dyplomem podpisanym przez ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebbelsa.

– Kilka lat temu ze znajomym, który skupował różne starocie pojechaliśmy do jednego z domów na Pisakach – opowiada historyk. - Łazimy z właścicielem po strychu, aż nagle gdzieś w kącie zobaczyłem obraz przedstawiający maki. Zainteresowała mnie rama, bo sam trochę maluję, tam zresztą szyba była pęknięta, więc mówię: słuchaj, interesuje mnie ta rama. A on na to: a weź całość, bo i tak wyrzucę to na śmieci.

Obraz z makami stał w garażu do chwili, gdy historyk postanowił wykorzystać ramy. Zaintrygował go fakt, iż tektura na rewersie grafiki podklejona była niemiecką gazetą.

– Zacząłem to odklejać, patrzę, a w środku jest dyplom – wspomina mężczyzna. – Zacząłem się wczytywać: patrzę a tu podpisany jest doktor Goebbels, prawa ręka Hitlera oraz minister żywności. Dokument pochodzi z 1933 roku, kilka miesięcy po dojściu Hitlera do władzy i upamiętnia dożynki krajowe w Berlinie.

Dyplom prezentuje się niezwykle okazale: gruby karton formatu zbliżonego do A3, zadrukowany czcionką o gotyckim kroju, zwieńczony godłem III Rzeszy – orłem trzymającym w szponach wpisaną w wieniec swastykę. Pod tekstem dwa autografy.
Mirosław Figaszewski podsuwa tłumaczenie dokumentu:

„Siła narodu niemieckiego leży w niemieckiej ziemi, w sile pracy niemieckich rolników. Z każdym rokiem odnawia się dług wdzięczności narodu względem rolników, którzy jako obrońcy ziemi niemieckiej dzięki niezmordowanej i ciężkiej pracy zapewniają żywność i chleb.
W tych ciężkich czasach biedy, pod rządami kanclerza Adolfa Hitlera tworzymy nierozerwalną jedność, jesteśmy też świadomi obowiązku wdzięczności oraz więzi i przywiązania
jakie istnieje między wsią a miastem.
Naród niemiecki zjednoczył się w roku swojego narodowego odrodzenia, czując równocześnie wielką wdzięczność do rolników za zebrane plony.
Dokument ten ma pozostać w pamięci jako symbol wdzięczności w stosunku do niemieckich rolników, Został ufundowany towarzystwom narodowym wsi i wręczony 1-go października 1933 roku w Berlinie.”

Podpisy złożyli minister rolnictwa ds. żywności oraz minister propagandy.
Adnotacja na dole strony informuje, iż dyplom został wręczony kierownikowi okręgu przygranicznego Berlin-Brandenburgia.

W jaki sposób dyplom znalazł się na strychu chałupy na Piaskach? Okazało się że wuj poprzedniego właściciela przywiózł go ze sobą wracając po wojnie do domu robót z Niemczech.

– Prawdopodobnie miała to jakaś osobistość w kancelarii – wyjaśnia Mirosław Figaszewski. – Ponieważ za samą swastykę i podpis Geobbelsa jak wchodziły wojska radzieckie szło się pod ścianę, ta osoba schowała dyplom za reprodukcją. I w takim stanie to przetrwało przeszło 70 lat w podnieborowskiej wsi. Właściciel nawet o tym nie wiedział, bo nikt tego nie rozbierał, maki były bez wartości, po prostu wuj przywiózł z Niemiec, żeby sobie powiesić w chałupie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cenny dokument przez kilkadziesiąt lat ukryty był za obrazem - Skierniewice Nasze Miasto

Wróć na skierniewice.naszemiasto.pl Nasze Miasto