30 sierpnia 2009 roku stracił na przejeździe kolejowym na ul. 3 Maja w Łowiczu żonę Monikę i rocznego synka Kubusia.
W poniedziałek, 5 lipca Sąd Rejonowy w Łowiczu wyda wyrok w sprawie podpitego maszynisty, który spowodował tragiczny w skutkach wypadek.
Niedziela, 30 sierpnia 2009 roku, zapowiadała się pięknie. Jednak mimo słonecznej aury rodzina Lasotów od samego rana miała pechowy dzień. Mały Kubuś rozciął sobie głowę uderzając o grzejnik. Piotr Lasota (29lat) i jego żona Monika (28 lat) pojechali z dzieckiem fiatem bravą do szpitala w Łowiczu. Na kilkaset metrów przed feralnym przejazdem zatrzymali się, aby kupić małemu w sklepie coś do picia.
- Wjechałem na otwarty przejazd z prędkością 20 km na godzinę i nagle zobaczyłem z prawej strony nadjeżdżającą lokomotywę - opowiada Piotr Lasota, który ciągle nie może dojść do siebie po tragedii, która spotkała go rok temu. - Była tak blisko, że nic już nie mogłem zrobić.
Pracownicy łowickiej stacji PKP Łowicz Główny pędzący spalinowóz zobaczyli dopiero 70 metrów od przejazdu z podniesionymi rogatkami. Zdaniem biegłych sądowych niespełna trzy sekundy dzielą moment włączenia przez kolejarzy ostrzeżenia dźwiękowego i świetlnego na rogatkach od chwili zderzenia lokomotywy z fiatem brava.
Krzysztof W., rowerzysta, który był świadkiem tragedii zatrzymał się w ostatniej chwili przed torami, dosłownie ocierając się o pędzącą śmierć. Kierowcy fiata widoczność ograniczała niefortunnie usytuowana nastawnia kolejowa. Gdy zaczęły pulsować lampy ostrzegawcze zapór kolejowych, auto było już na torowisku. Piotr Lasota poczuł uderzenie i stracił przytomność. Gdy się ocknął, we wraku auta był sam. Żonę i synka znalazł 10 metrów dalej. Już nie żyli. On sam z wypadku wyszedł ze złamanym nosem i potłuczeniami.
Lokomotywą kierował 50-letni dziś Krzysztof P. z Dąbrowy Górniczej. Przyznaje się do winy i twierdzi, że nie widział czerwonego światła usytuowanego na semaforze wjazdowym odległym o 300 metrów od przejazdu. Był nietrzeźwy.
Maszynista wydmuchał policji ok. 0,3 prom. alkoholu. Przyznaje, że dzień wcześniej wypił cztery piwa, bo myślał, że niedzielę będzie miał wolną. Gdy wezwano go do dalszej jazdy pociągiem, bał się odmówić, aby nie stracić pracy. Prokuratura domaga się dla oskarżonego mężczyzny maksymalnej kary, czyli 8 lat więzienia. Śledczy chcą także, aby sąd zakazał mu prowadzenia pojazdów mechanicznych i szynowych na 10 lat oraz obciążył go kosztami sądowymi. Sędzia Adam Komorowski 5 lipca wyda wyrok w tej sprawie.
Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?