Ukarana kobieta nie czuje się winna

Pani Anna jechała 12 lutego do pracy oplem corsą. Obok niej siedział kolega, z którym pracuje. Około godz. 6.50 na ulicy Kiernozkiej 32-letnia mieszkanka Łowicza, chcąc ominąć dużą wyrwę w drodze wpadła w poślizg na oblodzonej jezdni, a następnie zjechała do rowu, uderzając w drzewo.
Kobieta trafiła do szpitala ze strzaskanym obojczykiem, ma złamane cztery żebra, a wart 4 tys. zł opel nadaje się tylko do kasacji.
- Oburzające jest to, że musiało dojść do wypadku, aby władze interweniowały i w niebezpiecznym miejscu stanął odpowiedni znak – mówi brat uczestniczki wypadku. – Nie fair zachowała się też policja. Siostra odzyskała świadomość dopiero w szpitalu i to właśnie tam półprzytomnej kobiecie policjanci podsunęli do podpisania bloczek mandatowy.
Wyrwa w jezdni o wielkości ok. 2 metry na półtora powstała po awarii wodociągowej, którą usuwali pracownicy Zakładu Usług Komunalnych.
- Po zasypaniu ubytku pozostało jedynie niewielkie siodełko i moim zdaniem nie było potrzeby stawiania tam znaku, ale zrobiliśmy to profilaktycznie po tym, co się stało - mówi Tadeusz Dutkiewicz, zastępca dyrektora ZUK. – Sądzę, że gdyby kierowca jechał z prędkością 50 kilometrów na godzinę, to nie doszłoby to tego wypadku.
Natomiast Urszula Szymczak, rzecznik łowickiej policji twierdzi, że kierująca została ukarana mandatem karnym w wysokości 250 zł i 6 punktami karnymi „za niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze i spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym”. - Każdy kierujący pojazdem powinien poruszać się z prędkością, pozwalającą na zapanowanie nad nim – dodaje przedstawicielka KPP w Łowiczu. - Kobieta przyjęła mandat karny, przyznając się tym samym do popełnienia wykroczenia.
Ukarana kobieta zastanawia się nad dochodzeniem odszkodowania od zarządcy drogi, czyli władz miasta.