Pozyskane tam mięso sprzedawano na Bałuckim Rynku w Łodzi. Mieszkańcy powiatu łowickiego mieli w środę zasiąść na ławie oskarżonych. Początek procesu 49-letniej kobiety i jej 61-letniego męża został odłożony z powodu zmian w składzie sędziowskim. Za ubój poza rzeźnią i handel mięsem bez zachowania jakichkolwiek wymogów weterynaryjnych, mieszkańcom Skaratek grozi do roku więzienia.
- Pracuję w powiatowym inspektoracie weterynarii od 11 lat, ale nie pamiętam takiej sprawy - zapewnia Jerzy Kowalczyk, powiatowy lekarz weterynarii w Łowiczu. - Skala przedsięwzięcia była zaskakująca.
Z ustaleń śledczych wynika, że Bożena N. prowadziła nielegalną ubojnię i handel mięsem od 2005 r. do 28 grudnia ubiegłego roku. Mąż pomagał jej w latach 2005-2007. Mieszkańcy gminy Domaniewice byli karani mandatami za nielegalny handel przez straż miejską w Łodzi. W październiku na łódzkim targowisku Bożenę N. nakrył jednak sanepid. Łódzka stacja sanitarno-epidemiologiczna powiadomiła Jerzego Kowalczyka, łowickiego lekarza weterynarii, o tym, że kobieta sprzedawała mięso królicze i wędliny bez dokumentów poświadczających pochodzenie zwierząt i zaświadczenia "o zdrowotności" wprowadzanych do obrotu produktów. Inspektorat weterynarii poinformował policję. Wtedy nikt jeszcze nie spodziewał się, że na miejscu odkryta zostanie nielegalna ubojnia.
Prawda o tym, co dzieje się w gospodarstwie państwa N., wyszła na jaw pod koniec grudnia. W pomieszczeniach gospodarczych funkcjonariusze policji i pracownicy weterynarii znaleźli ubitą jałówkę, części świńskich łbów, padłą świnię, cztery odrąbane głowy bydlęce bez kolczyków i jedną oznakowaną, a także jedną żywą świnię, u której stwierdzono zapalenie stawów.
Obraz uzupełniały kości, skóry i pięć padłych królików. Budynek mieszkalny, w którym unosił się zapach rozkładającego się mięsa, służył do jego rozbioru. Ściany, podłoga i sufit ubrudzone były krwią. Za zabudowaniami walała się zamarznięta wołowa półtusza. Znaleziono też dół ze spalonymi odpadami zwierzęcymi. Na polecenie weterynarza do zakładu utylizacyjnego wywieziono prawie dwie tony mięsa i odpadów zwierzęcych.
Włodzimierz N. przyznał się, że z małżonką kupowali od rolników do uboju odwapnione i wyczerpane krowy. Powiedział, że co lepsze mięso sprzedawał dla psów i kotów.
Oskarżony twierdzi, że podczas handlu była informacja, że oferowane mięso przeznaczone jest dla zwierząt.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?